Raport – Styczeń 2019: Wszechogarniająca konsternacja i znużenie
Początek roku nie przyniósł dobrych wieści z sytuacji na rynku. To znaczy przyniósł dobre wieści. Ale dobre wieści dla mnie nie są dobre, ponieważ czekam z utęsknieniem na te złe, które dla mnie będą dobre. Na rynku więc dzieje się dobrze. Co oznacza, że nie dzieje się tak jakbym sobie tego życzył. Ogarnia mnie konsternacja oraz znużenie tą całą przepychanką.
Domyślam się po cichu, że za sprawą tak drastycznych odreagowań grudniowych spadków, stoją tajemne siły banków centralnych. Nie wyobrażam sobie żeby tak duża suma pieniędzy wpłynęła na rynek z kieszeni prywatnych inwestorów, ponieważ kieszenie prywatnych inwestorów posiadają swoje dno. Czasem znajduje się ono głębiej, czasem płyciej, ale jednak gdzieś się znajduje. Natomiast kieszenie banków centralnych dna nie posiadają i w tym fenomenie upatruję przyczyn obecnej sytuacji.
Odreagowanie po grudniowych spadkach
Jak wszyscy dobrze wiemy, w grudniu globalne rynki przeżyły poważną panikę. Cały rok 2018 zwiastował jakieś silniejsze tąpnięcie i w końcu do niego doszło. Jednakże styczeń zaszczycił nas niespotykanym poziomem odreagowania wcześniejszych spadków.
Owo odreagowanie budzi we mnie poważne wątpliwości, jeżeli chodzi o jego czysto rynkowe przyczyny. Bo niby skąd, zaraz po odnotowanych tak dużych stratach, inwestorzy wzięli taką ilość kapitału? Sytuacja w realnej gospodarce stale się pogarsza i to na wszystkich szerokościach geograficznych. Bańki na rynku nieruchomości zaczynają pękać zarówno w Australii, Kanadzie, jak i w Skandynawii. W kierunku metali szlachetnych kapitał raczej płynie, a nie z niego ucieka. No więc skąd te pieniądze?
Odpowiedź wydaje się prosta. Z drukarni…
Zbrodnia banków centralnych
Niestety, ale żyjemy w czasach w których posługujemy się w handlu kawałkiem papieru. Jeszcze do końca XIX wieku nawet dzieci w szkole wiedziały, że do budowy domu używa się cegły, do pisania papieru, a do rozliczeń finansowych złota. Rozliczanie się w papierze było myślą równie niedorzeczną jak pisanie po cegłach czy budowanie złotych domów. Po wiedzę, jak to się stało że żyjemy w czasach tak niedorzecznych, odsyłam do książki »Murraya N. Rothbarda – Złoto, banki, ludzie«. Tymczasem wróćmy właśnie do tych banków.
Skoro, nie wiedzieć czemu, godzimy się jako społeczeństwo na rozliczenia w papierkach bez pokrycia, to grupka ludzi kontrolująca „maszyny drukarskie” (w postaci depozytów rezerw w bankach centralnych), wykorzystuje naszą głupotę i „drukuje” (sztucznie zwiększając poziom depozytów banków komercyjnych), tyle gotówki ile potrzebuje. Inflacja to dodatkowy podatek – czyli grabież naszych oszczędności. Dzięki czemu ta pasożytnicza klasa urzędnicza może żyć z naszej pracy, nie zniżając się do wykonania jakiegokolwiek pożytecznego działania w ciągu swojego całego niegodziwego życia.
Jednakże najgorsze jest to, że w ciągu ostatnich paru lat banki centralne przestały się ograniczać do skupu obligacji państwowych swoich pracodawców z rządu (pracodawców, pracowników, czy klientów?) i zaczęły kupować akcje prywatnych przedsiębiorstw. Jaki tego skutek? Nowo wyczarowane pieniądze trafiają wprost na rynek finansowy i pompują wyceny wybranych spółek. Liderzy natomiast poprawiają nastroje wśród inwestorów i cały indeks frunie w górę niczym jastrząb.
Czy tak było i tym razem? Niewiadomo. Ponieważ zarówno FED jak i EBC oficjalnie wstrzymały dodruk. Jednakże chyba nikt nie wierzy w to, że co oficjalne to w tym przypadku rzeczywiste.
Podsumowanie
Styczeń przyniósł nam na rynku odreagowanie silnych grudniowych spadków. Odreagowanie to nie odrobiło jeszcze strat sprzed miesiąca, ale jest to naprawdę silny ruch ku górze. Dla mnie to raczej negatywna wiadomość, dlatego ogarnęła mnie konsternacja. Nie wiem co robić. Czekam już i czekam, a sytuacja nie chce się wyjaśnić. Ogarnia mnie pomału również znużenie. Ileż można czekać żeby wydać własne pieniądze?
Osobiście uważam, że styczniowy rajd nie miał wiele wspólnego z wolnorynkową wyceną aktywów. Wręcz przeciwnie. Musiały w tym maczać palce brudne łapska urzędników z banków centralnych. Wszystko na to wskazuje. Jednakże co się odwlecze to nie uciecze. Gospodarka światowa zwalnia. Inflacja przyspiesza. Błędnie ulokowane zasoby dają o sobie znać. Zamiatanie brudów pod dywan działa tylko krótkoterminowo i właśnie owe brudy wychodzą na powierzchnię.
Z niecierpliwością czekam na kolejne giełdowe sesje. Oby było na nich jak najwięcej koloru czerwonego, którego widok cieszy mnie w tej jedynej sytuacji w życiu…
Wszechogarniająca konsternacja i znużenie
Konsternacja konsternacją, a ja mam już gotowy plan inwestycyjny. Więcej pod linkiem:
» Raport – Grudzień 2018: Plany inwestycyjne na najgłębsze „szczyty” bessy «
Komentarze